wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 15



Rok później…

          Zakopanem tego roku było naprawdę przepiękne. Mimo, że panowała mroźna zima, słońce ani na chwilę nie zachodziło za chmury. Delikatny wiatr powiewał nieco momentami, jednak nie przeszkadzał on nikomu, kto z zainteresowaniem śledził losy dzisiejszego konkursu. A zawody dziś były niezwykle emocjonujące i niesamowite, przynajmniej dla jednego skoczka tutaj. Tepes właśnie usiadł na belce startowej i słysząc wypowiadane przez komentatora swoje imię, uśmiechną się szczerze. Po raz pierwszy w tym sezonie miał okazję zaprezentować się kibicom, ale też pokazać swoją dyspozycję trenerom, którzy nie byli do końca przekonani, że tak szybki powrót na skocznie po długiej przerwie będzie dobry. On też do tej chwili nie był tego pewny, ale kiedy znów zobaczył przed sobą ten krajobraz i ogrom kibiców, którzy dopingowali go coraz głośniej, zmienił zdanie. Widział, że wrócił w dobrym momencie. Tak naprawdę od dawna na to czekał, ale bycie przy Tosi było dla niego o wiele ważniejsze. A teraz kiedy mógł mieć zarówno ukochaną jak i skoki, czuł, że właśnie spełniają się jego największe marzenia.
        Odepchnął się od belki, kiedy dostał znak od trenera i już wtedy postanowił sobie, że ten skok będzie równie dobry, jak ten, który oddał w Zakopanem dokładnie rok temu.  
       Głośny wiwat rozbrzmiewał po wylądowaniu Tepesa, a to za sprawą rekordu skoczni, który skoczek właśnie pobił. Nie spodziewał się aż tak dobrej odległości, dlatego jego radość była jak najbardziej uzasadniona. Uniesiona ręka w górze ukazywała, jak bardzo cieszy się zarówno ze skoku jak i z powrotu na skocznie. Z szerokim uśmiechem odpiął swoje narty i z okrzykiem radości opuścił zeskok. Dobrze wiedział, że czeka go jeszcze jedna seria, ale on czuł się przez to jeszcze bardziej zachęcony do działania.

      Czuł się wspaniale, kiedy niedługo potem stał na najwyższym stopniu podium. Jak mało kiedy, uśmiechał się szeroko wsłuchując się w słowa hymnu narodowego, które właśnie rozbrzmiewały całkowicie dla niego. Wygrał, a jego radość była nie do opisania. Zwłaszcza, że miał się teraz z kim nią dzielić. I mimo, że czuł się w tej chwili wspaniale, to jakaś niewidzialna siła ciągnęła go zupełnie gdzieś indziej. Chciał jak najszybciej opuścić kolegów z drużyny, fotografów i nawet trenera, który w tej chwili ściskał go mocno, wyrażając jak bardzo jest z niego dumny. Teraz chciał mieć przy sobie tylko ją. Bo kiedy była przy nim, nie potrzebował już niczego więcej.

       Trochę zmęczony przebijał się przez tłum kibiców, rozdając przy tym masę autografów. Miał ochotę wrócić do domu i w spokoju cieszyć się tym dniem, ale najpierw musiał znaleźć dziewczynę, która obiecała czekać na niego tak długo, jak tylko będzie trzeba. Trochę zrezygnowany rozglądał się to jedną to w drugą stronę, kiedy w jego oczy wpadł młody chłopak. Teraz już wiedział, że jego cel jest blisko. Podszedł jeszcze kawałek, mijając przy tym kilkunastu innych ludzi, po czym stanął i uśmiechnął się łagodnie. Ładna brunetka stała do niego tyłem i żywo rozmawiała z chłopcem, którego dostrzegł już kilka chwil wcześniej. Jej czapkę poznał by wszędzie. Zresztą to właśnie dzięki tej czapce między nimi po raz pierwszy zaiskrzyło. Do tej pory uśmiechał się na wspomnienie tamtych chwil. Ciężko było zapomnieć tę złość w oczach Tosi i wymuszony pocałunek, który zmienił całe jego życie. Ale jak nigdy, bardzo cieszył się z tej zmiany.
     
         Kiedy odwróciła się w jego stronę, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Właśnie tego w tej chwili potrzebował. Tego łagodnego spojrzenia dużych, niebieskich oczu i delikatnego pocałunku, którym obdarowała go, gdy tylko podeszli do siebie bliżej. Dziewczyna wtuliła się w niego mocno i szeptała cicho do ucha, jak bardzo jest z niego dumna. Jurij odsunął się od niej na chwilę i przyklękając przytulił do siebie już nieźle zaokrąglony brzuszek Tosi. Miał przy sobie zdrową dziewczynę, dziecko i skoki. Dopiero teraz czuł, że wygrał już wszystko co tylko mógł. A po tej strasznej burzy, która rozpętała się w jego życiu i po strachu o najważniejszą osobę, zza chmur wyszła upragniona tęcza. Od tej pory już wszystko musiało się dobrze ułożyć.


       Kiedy teraz siedzieli wtuleni w siebie oglądając nudnawą komedię, przestał się bać o ich przyszłość. Tosia wygrała walkę z chorobą i był przekonany, że od tej pory szczęście się do nich uśmiechnie.
- Myślisz, że to będzie chłopczyk?- spytał, masując delikatnie jej brzuch.
- Czy ja wiem…
- Jeśli tak, to codziennie będę go zabierał na skocznie.- westchnął.- Wyrośnie z niego drugi Małysz. – brunetka roześmiała się głośno.- A może damy mu na imię Adam?
- A co jeśli będzie dziewczynka?
- Też może zostać skoczkinią.- Jurij roześmiał się i musnął usta dziewczyny.- a jeśli będzie taka śliczna jak ty, zrobimy z niej małą modelkę.
- Oj Jurij, dużo masz jeszcze tych pomysłów?
- Do końca ciąży wystarczy.
Tosia splotła swoją dłoń z dłonią Tepesa i uśmiechnęła się delikatnie spostrzegając na nich dwa złote krążki. Kiedy Jurij oświadczał się jej siedem miesięcy temu, nie było z nią najlepiej. Tak naprawdę myślała wtedy, że nie przeżyje więcej niż kilku dni, jednak stało się zupełnie inaczej. Nadal żyła, wzięła ślub i zaszła w ciążę, chociaż lekarze nie dawali jej początkowo najmniejszych szans ani na przeżycie ani tym bardziej na dziecko.
Życie jest jednak bardzo przewrotne.

Właśnie miała pocałować skoczka, jednak nim zdążyła odwrócić głowę w jego stronę, pomiędzy nich wcisnął się Krzyś, który już od pewnego czasu przysłuchiwał się ich krótkiej rozmowie. Na twarzy Jurija zobaczyła tylko prawie niewidzialny uśmiech i nie mając zbyt wiele do powiedzenia, odsunęła się w bok, by zrobić miejsce bratu.
- Nie powinieneś już być dawno w łóżku?- spytała, jednak dobrze wiedziała, że chłopiec nic sobie nie zrobi z jej troski.
- Miałbym spać, kiedy wy poruszacie tutaj temat mojej siostrzenicy?
- Jaką masz pewność, że to będzie dziewczynka?- zainteresował się skoczek
- Ja to po prostu wiem. Rozmawiałem z nią przecież nie raz.- Tosia spojrzała na swojego męża i roześmiała się głośno.- Możesz się śmiać, ale i tak wyjdzie na moje.
- To może jeszcze powiedz mi jak chce mieć na imię?- chłopak przyłożył ucho do brzucha swojej starszej siostry i chwilę nasłuchiwał.
- To musi być Hania.


             I jak?  Chyba ten rozdział podoba mi się najbardziej z całego opowiadania ;)
Mam nadzieję, że Wam też przypadł do gustu.
    No cóż, powoli będziemy się rozstawać z Tosią i jej przygodami, bo ta historia kiedyś musi się wreszcie zakończyć, prawda?



4 komentarze:

  1. NIE ZGADZAM SIE NA KONIEC TEJ HISTORII, ZROZUMIANO?!
    nie mozesz ;(
    Oh. Wygrala walke z choroba i wyszla za Tepesa omommmmm *.* i jeszcze beda mieli malegoTepesa lub mala Tepeske!xd
    ale slodko! Nie mozesz konczyc!nir pozwalam!
    Inszaaaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tam musi się skończyć. Bez przesady. Jak dla mnie to może dłuuuugo trwać :)
    Rozdział idealny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz jak bardzo cieszył mnie ten rozdział.
    Pomijam fakt, że jak się domyślam zbliżamy się do końca opowiadania (nad czym ubolewam) ale to taki szczęśliwy rozdział i dający nadzieje na przyszłość. Bardzo się cieszę, że Tosia wygrała z chorobą (ostatecznie, prawda?!!!) a miłość jej i Jurija przetrwała ten trudny dla obojga czas. I jeszcze dzidziuś na horyzoncie. Czego chcieć więcej?
    Powiem ci czego – tego, aby to trwało jak najdłużej i aby w następnych rozdziałach nie zdarzyło się nic złego. Oni zasługują na szczęście, będą cudownymi rodzicami 
    Pozdrawiam Marzycielka

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ukrywam, że przeniesienie akcji w przyszłość strasznie mnie zdziwiło ;D Ale jak najbardziej warto było pokonać początkowy szok i zagłębić się w tekst, aby dowiedzieć się, że nadszedł czas na wspaniałe wiadomości! Najpierw oświadczyny ukochanego Słoweńca, później pokonanie choroby, a na koniec ciąża... Cóż, życie Tośki nie mogło potoczyć się lepiej! :D Bardzo się cieszę, iż dziewczyna, pomimo momentów załamania, nie poddała się, tylko odważnie stawiała czoło przeciwnościom losu, za co wreszcie została nagrodzona. Nie bez wątpienia jest tutaj także zasługa Jurija - nie mogłabym zapomnieć o jego ważnej obecności w życiu młodej Polki. Mam nadzieję, że dalsze losy tej pary - wkrótce szczęśliwych rodziców Hanny Tepes - będą obfitować już jedynie w same fantastyczne wydarzenia! Zasłużyli na to jak mało kto.
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    PS Nawet, jeśli niedługo nadejdzie czas na rozstanie się z tym blogiem to mam nadzieję, że nie porzucisz blogowania. Czekam z niecierpliwością na jakąś nową historię ;)

    OdpowiedzUsuń