poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 14


 " Ty i ja"

            Od początku tego dnia była bardzo radosna i uśmiech nie znikał z jej ust. Jednak teraz, kiedy zobaczyła duży napis na równie wielkim budynku, posmutniała. Zatrzymała się na chwilę i pewnie gdyby nie towarzyszył jej skoczek, zawróciłaby się na pięcie i wróciła do domu. Nie miała jednak takiej możliwości więc chciała jak najdłużej przeciągnąć ten moment, kiedy była jeszcze „na wolności”. Usiadła na pobliskiej ławeczce i nie słuchając już próśb skoczka, aby się pospieszyła, uparcie patrzyła na zimowy krajobraz. Doskonale wiedziała, że musi wreszcie zacząć leczenie, ale strasznie się tego bała. Nie miała żadnej pewności, że pobyt w szpitalu jej pomoże, dlatego ciągle miała wewnętrzny opór, by przekroczyć mury szpitalnego budynku.
- Obiecałaś, że będziesz walczyć.
- Jurij ja wiem. Ja to wszystko wiem. Po prostu się boje, że nigdy stamtąd nie wyjdę.
- Już dawno nie słyszałam większych bzdur. Zrób to dla mnie.
- Na pewno tego chcesz? Chcesz cierpieć razem ze mną? Masz jeszcze szansę na odwrót.
- Nie będzie żadnego odwrotu. Chcę Cię mieć zdrową i zobaczysz, że za kilka miesięcy twoja choroba będzie już tylko historią.- pocałował ją delikatnie w usta.- Wygramy z nią, razem.

Może była naiwna, ale uwierzyła mu.
Uwierzyła, że razem zdołają pokonać wszystko.
Że będą jeszcze w pełni szczęśliwi.
Że będą razem do końca.

         Nie podobało jej się miejsce, w którym teraz się znajdowała. Szpitalna sala od zawsze kojarzyła jej się z cierpieniem i smutkiem. Kiedy będąc małą dziewczynką umierała jej babcia, codziennie tu bywała. Obiecała sobie wtedy, że nigdy nie będzie tu wracać. Ale dziś załamała te obietnicę i doskonale wiedziała, że robi to ze względu na Tepesa, który został na korytarzu i rozmawiał z lekarzem, który miał się nią zajmować. Będąc tu od zaledwie kilku godzin przeszła już szereg rozmaitych badań a diagnoza niestety znów się potwierdziła. O dziwo lekarz dyskretnie dał jej do zrozumienia, że od ostatniej wizyty tutaj, choroba nie rozwijała się tak szybko, jakby mógł się spodziewać. Tosia nie dawała po sobie poznać radości, ale wewnątrz cieszyła się. Przynajmniej mogła mieć jeszcze nadzieję, a ta przecież umiera ostatnia.

- Tosia, co on tu robi?- spytała starsza kobieta. Widać było jej zdenerwowanie a głos lekko drżał.
- Przyjechał do mnie.- brunetka uśmiechnęła się krzywo do swej rodzicielki.- Też nie wiedziałam, że ma takie plany. Powiedziałabym wam przecież.
- Wiesz jak się przestraszyłam, kiedy weszłam rano do kuchni i spotkałam tam obcego mężczyznę?- dziewczyna upchnęła się szeroko.- Już nie mówiąc o tym, jak długo musiałam przekonywać twojego ojca, żeby nie robił przy nim żadnych awantur.
- Wiem, że głupio wyszło.- Tosia nadal nie mogła powstrzymać śmiechu.- dziwię się, że tato nie zrobił mu krzywdy.
- Na początku tez się bałam, ale chyba go polubił. Rozmawiają ze sobą cały ranek i ani jednej kłótni.- westchnęła kobieta.- W rzeczywistości jest jeszcze bardziej przystojny niż na zdjęciach.
- Mamo!- oburzyła się dziewczyna i rozejrzała dookoła.- Chcesz mi odbić chłopaka?- obydwie się roześmiały, jednak kiedy do kuchni wszedł ojciec Tosi, na chwilę zamilkły. Dziewczyna z cierpliwością czekała na dłuższe kazanie pod jej adresem, jednak usłyszała tylko, że ma po nim „dobry gust”. Zaskoczenie było o tyle większe, że mężczyzna wziął tylko szklanki z sokiem i wrócił do Jurija, by kontynuować rozpoczętą rozmowę, jak się domyślała na temat skoków.
- Jeśli twój ojciec będzie się zachowywał tak przy każdej wizycie tego chłopaka, to pozwalam mu u nas zamieszkać.- powiedziała kobieta i uśmiechnęła się promiennie, a w jej ślady poszła również Tosia.

       Dziewczyna oderwała się od myślenia, kiedy tylko do sali wszedł Jurij. Uśmiechnęła się przypominając jeszcze sobie pojedyncze sytuacje z dzisiejszego poranka, po czym pocałowała go w policzek. Jego obecność była dla niej niezwykle kojąca i choć na chwilę mogła zapomnieć, gdzie się znajduje. To nie zmieniało jednak faktu, że miała tu spędzić następne kilka miesięcy i nie było już odwrotu. Chciała być zdrowa, więc musiała podjąć leczenie. Jeszcze niedawno bała się tego wszystkiego, ale kiedy był przy niej skoczek czuła się o wiele bezpieczniej. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Chemioterapia którą nieubłaganie na nią czekała, ponosiła za sobą wiele przykrych doświadczeń, jednak Tosia była wstanie przez nią przejść. Nie przejmowała się ani tym, że wypadną jej włosy, ani również bólem, który będzie nieodłączną częścią pobytu tutaj. Chciała walczyć i dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Przecież tylko głupi poddają się bez walki.
Nie będzie łatwo!
Ale dlaczego niby miałoby być łatwo?

       Kiedy zbliżał się już wieczór, dziewczyna stanęła przy oknie i patrzyła na latarnie, które oświetlały zaśnieżone ulice. Gdyby nie okoliczności w jakich się znajdowała, śmiało mogłaby rzec, że to był dobry dzień, bo przez cały czas był przy niej Tepes. Tylko on sprawiał, że czuła się szczęśliwa, mimo tego co miało niebawem nastąpić. Z uśmiechem na ustach odwróciła się i niemal wpadła w jego ramiona.  Odkąd go poznała, zawsze był blisko. Zawsze wtedy kiedy go potrzebowała.
- Obiecaj mi coś.- jej głos był delikatny, jednak Jurij doskonale wiedział, że w tej chwili dziewczyna jest bardzo poważna.
- Co maleńka?
- Jeśli przegram tę walkę, jeśli mi się nie uda.- westchnęła i przerwała na krótka chwile, aby za chwilę znów kontynuować.- Nie chcę, żeby moja śmierć zniszczyła Ci życie.
- Tosia..
- Obiecaj mi, że będziesz żył normalnie, że nie zaniedbasz skoków. Pamiętaj, życie będzie toczyło się dalej, może mnie już w nim nie będzie, ale nawet jeśli to pamiętaj, że zawsze będę przy tobie. Zawsze będę Cię kochać.
- Nie mów tak.- w oczach blondyna po pierwszy ujrzała łzy. Nie chciała go ranić, ale musiała go jakoś przygotować w razie wypadku. Ujęła jego dłonie w swoje ręce i uścisnęła mocno.
- Jurij, proszę.- skoczek musnął ustami jej policzek i przytulił do siebie jej drobne ciało. Mógł zrobić dla niej wiele, ale tym razem wymagała od niego za dużo.
- Muszę się nad tym zastanowić…



Trochę z opóźnieniem, ale jest.
I tylko mi nie mów Inszaaa, że jestem wredna.
Bo ja tylko zapracowane dziecko jestem ;) For You mała ;*

Buźka ;*

4 komentarze:

  1. ja tak szybko póki internet mi działa xD
    Dziękuję za dedykację i bedziesz wredna dopiero wtedy kiedy uśmiercisz mi ta piękną Tosię, a Tepes rzuci skoki! Wtedy znajdę cię na tej wiosce twojej i ukatrupie!
    Ale cieszę się, że napisałaś rozdział, jestem z ciebie taka dumna! Ja wiem, że ja tak działam mobilizująco, ciekawe dlaczego? xD
    Z opóźnieniem czy nie opóźnieniem ważne że jest!
    Swoją drogą... Tosia jest już w szpitalu. Wreszcie będzie walczyć, bo Tepesek jest <3333333333333333333333333333333333
    Mają mi żyć tu WSZYSCY!
    omomm, czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczyna się prawdziwa walka.
    Dobrze, że Tosia (oprócz rodziny) ma też Jurija u boku. Jednak za dużo od niego wymaga w tej chwili, pozbawia go resztek nadziei swoją prośbą. I aż się serce kraje kiedy człowiek sobie myśli, ze może im się nie udać. Chcę, żądam BŁAGAM aby Tosia wygrała tę bitwę.
    Trzymam mocno za nią kciuki.
    Marzycielka

    ps. przepraszam za jakość komentarza, ale jakoś ostatnio brak mi weny :-(

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że Tosia zdecydowała się podjąć leczenie i mam nadzieję, że uda jej się wygrać z chorobą! Do tego ma przy sobie rodziców i nie widzącego poza nią świata - Jurija<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, Jurij jest tutaj taki słodki i empatyczny, że chyba idealniejszy być nie może! Nie powiem, iż nie spodziewałam się po nim stanowczego zachowania, bo akurat on jeden już od jakiegoś czasu wydawał mi się najodpowiedniejszą osobą do zmotywowania Tosi do podjęcia leczenia, ale nieco zaskoczył mnie fakt, że nasza główna bohaterka zaaprobowała perswazję skoczka niemal bez szemrania! Chciałabym ich zobaczyć ich w finale tego opowiadania (które, mam nadzieję, jeszcze dłuuugo się nie pojawi) razem - całych, zdrowych i tak mocno zakochanych jak teraz. Och, to byłoby naprawdę coś wyjątkowego! :) Tepes imponuje mi swoją dojrzałością, ale o tym chyba już pisałam niedawno, więc nie będę się niepotrzebnie powtarzać. ;) Ogólnie - sielanka miłosna trwa. Żeby tylko ta choroba chciała się cofać...
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    OdpowiedzUsuń