"Strome stopnie schodów, kto by zliczył je,
Przesuwamy się o krok do przodu..."
Tosia właśnie siedziała na łóżku i przeglądała stare
zdjęcia. Była na nich taka słodka, beztroska. Nigdy z jej ust nie znikał
uśmiech. Tak już miała, że zawsze cieszyła się z tego co ma. I nawet, gdy miała
gorszy dzień, starała się nie pokazywać gorszej dyspozycji innym ludziom. Jej
życie nie różniło się od zbytnio od innych. Czasami było lepiej, czasami gorzej.
Ale zawsze wychodziła z opresji obronną ręką. Może dlatego teraz również była spokojna. Mimo choroby, którą wykryli u niej lekarze kilka dni temu, postanowiła, że się nie zmieni, że się nie załamie. Chciała by wszyscy zapamiętali ją taka, jaka była. Uśmiechniętą, radosną, pełna życia. Nawet jeśli zostało jej bardzo mało czasu na tym świecie. Pogodziła się nadzwyczaj szybko z tym, że jest nieuleczalnie chora, bo w jej mniemaniu depresja i ciągłe mówienie wszystkim jaki świat jest niesprawiedliwy, nie miało żadnego sensu. Jedyne co chciała teraz zmienić, to siedzenie bezczynnie w domu i słuchanie rozpaczy rodziców oraz przyjaciół. Chciała zrobić coś szalonego, bo jeśli zostało jej mało czasu, to choć przez chwilę chciałaby mieć co wspominać. Uśmiechnęła się kiedy po raz kolejny trzymała przed nosem zdjęcie, na którym była razem z ojcem. Siedziała wtedy na jego rękach i jadła jakiegoś batonika, którego zapewne dostało od nowo poznanej ciotki bądź wujka. Zupełnie w tej samej chwili przypomniały jej się czasy dzieciństwa oraz ich wspólnych wyjazdów z ojcem w góry. Już od małego dziecka zabierał ją na konkury skoków narciarskich przynajmniej raz na dwa lata, by dziewczynka tak jak on polubiła tą dyscyplinę sportu. A kiedy zaraził ją swoją pasją bywali w górach znacznie częściej. Odłożyła zdjęcie, kiedy do jej pokoju wpadł z hukiem Krzyś. Chłopak miał w sobie bardzo dużo energii, dlatego gdy przytulił się do niej z całej siły, odczuła niemały ból w klatce piersiowe. Tak bardzo go kochała. Jako jedyny w domu zachowywał się w stosunku do niej całkiem normalnie. Traktował ją tak jakby była zdrowa. Może dlatego, że nikt mu jeszcze nie powiedział, że z jego starszą siostrą nie jest dobrze.
Ale zawsze wychodziła z opresji obronną ręką. Może dlatego teraz również była spokojna. Mimo choroby, którą wykryli u niej lekarze kilka dni temu, postanowiła, że się nie zmieni, że się nie załamie. Chciała by wszyscy zapamiętali ją taka, jaka była. Uśmiechniętą, radosną, pełna życia. Nawet jeśli zostało jej bardzo mało czasu na tym świecie. Pogodziła się nadzwyczaj szybko z tym, że jest nieuleczalnie chora, bo w jej mniemaniu depresja i ciągłe mówienie wszystkim jaki świat jest niesprawiedliwy, nie miało żadnego sensu. Jedyne co chciała teraz zmienić, to siedzenie bezczynnie w domu i słuchanie rozpaczy rodziców oraz przyjaciół. Chciała zrobić coś szalonego, bo jeśli zostało jej mało czasu, to choć przez chwilę chciałaby mieć co wspominać. Uśmiechnęła się kiedy po raz kolejny trzymała przed nosem zdjęcie, na którym była razem z ojcem. Siedziała wtedy na jego rękach i jadła jakiegoś batonika, którego zapewne dostało od nowo poznanej ciotki bądź wujka. Zupełnie w tej samej chwili przypomniały jej się czasy dzieciństwa oraz ich wspólnych wyjazdów z ojcem w góry. Już od małego dziecka zabierał ją na konkury skoków narciarskich przynajmniej raz na dwa lata, by dziewczynka tak jak on polubiła tą dyscyplinę sportu. A kiedy zaraził ją swoją pasją bywali w górach znacznie częściej. Odłożyła zdjęcie, kiedy do jej pokoju wpadł z hukiem Krzyś. Chłopak miał w sobie bardzo dużo energii, dlatego gdy przytulił się do niej z całej siły, odczuła niemały ból w klatce piersiowe. Tak bardzo go kochała. Jako jedyny w domu zachowywał się w stosunku do niej całkiem normalnie. Traktował ją tak jakby była zdrowa. Może dlatego, że nikt mu jeszcze nie powiedział, że z jego starszą siostrą nie jest dobrze.
- Tosia, powiedz mi.- zaczął nieśmiało chłopczyk.- Dlaczego
rodzice się tak zachowują?
- Jak skarbie?
- No wiesz..- urwał na chwile spoglądając jej w oczy.- mama
ciągle płacze, taty od tygodnia prawie ciągle nie ma w domu. Nawet nasz pies
nie chce ze mną wychodzić na spacery. Coś się stało prawda?- był taki mały, ale
wiedziała, że prędzej czy później coś zauważy.
- Czasami tak jest, że ludzie chorują…
- Mama jest chora?- z przerażeniem w oczach spojrzał na brunetkę.
- Nie kochanie. Z rodzicami wszystko w porządku.- chłopak odetchnął z ulgą. Jednak ona, nie wiedziała jak ma mu powiedzieć, że to właśnie o nią chodzi.- Od jakiegoś czasu nie czuje się dobrze.
- Czasami tak jest, że ludzie chorują…
- Mama jest chora?- z przerażeniem w oczach spojrzał na brunetkę.
- Nie kochanie. Z rodzicami wszystko w porządku.- chłopak odetchnął z ulgą. Jednak ona, nie wiedziała jak ma mu powiedzieć, że to właśnie o nią chodzi.- Od jakiegoś czasu nie czuje się dobrze.
- Rodzice się o ciebie martwią, prawda?
- Myślę, że tak.
- A to coś poważnego?- wbrew sobie, zaprzeczyła ruchem głowy. Nie chciała okłamywać brata, ale doskonale wiedziała, że jeszcze jedna osoba w domu do lamentowania by ją zabiła. Zresztą, on był zbyt mały by to wszystko zrozumieć. - Czyli wszystko będzie dobrze?
- Myślę, że tak.
- A to coś poważnego?- wbrew sobie, zaprzeczyła ruchem głowy. Nie chciała okłamywać brata, ale doskonale wiedziała, że jeszcze jedna osoba w domu do lamentowania by ją zabiła. Zresztą, on był zbyt mały by to wszystko zrozumieć. - Czyli wszystko będzie dobrze?
- No pewnie.
- Dobrze, że chociaż tobie mogę wierzyć. Traktujesz mnie jak dorosłego, nie to co rodzice.- poczuła ból w sercu, jednak mimo tego co działo się z nią w środku, uśmiechnęła się sztucznie i pozwoliła chłopczykowi aby razem z nią dalej oglądał stare fotografie.
- Dobrze, że chociaż tobie mogę wierzyć. Traktujesz mnie jak dorosłego, nie to co rodzice.- poczuła ból w sercu, jednak mimo tego co działo się z nią w środku, uśmiechnęła się sztucznie i pozwoliła chłopczykowi aby razem z nią dalej oglądał stare fotografie.
Weszła do kuchni, gdzie zastała rodziców siedzących przy
stole. Jak zwykle panowała tam przerażająca cisza, którą tym razem postanowiła
zakłócić.
- Jadę do Zakopanego.- zakomunikowała zanim jeszcze zdążyli
cokolwiek powiedzieć.
- Jak to?- jako pierwsza obruszyła się jej matka.- Chyba nie
mówisz poważnie?
- Mówię śmiertelnie poważnie. Za tydzień będzie w Polsce
puchar świata w skokach i chciałabym tam pojechać.
- Zapomniałaś już, że lekarz nie pozwolił Ci się ruszać z
miasta ani na krok?- nadal przy głosie była starsza kobieta.
- Nie obchodzi mnie co mówi lekarz.
- Dziecko, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy jak poważna…-
kobieta nie dokończyła, bo Tośka brutalnie jej przerwała.
- Przestań już.- krzyknęła.- Mam tego dosyć.
- Tosia!- do rozmowy włączył się jej ojciec.- Chyba się
trochę zapominasz.
- Doskonale wiem, na co jestem chora. I wiem też, że żadne
leczenie nie pomoże.- westchnęła- Wy też o tym dobrze wiecie. Dlatego nie mam
zamiaru spędzić ostatnich chwil mojego życia w szpitalnym łóżku tylko po to, by
jeszcze bardziej się dołować. Zrozumcie mnie, chce przeżyć swoje życie mając
chociaż kilka miłych wspomnień. Nie zatrzymacie mnie na siłę w łóżku.- na
twarzy jej matki pojawiły się łzy.
- A jeśli źle się poczujesz, co wtedy?
- Rozmawiałam już z Olą. Pojedzie tam ze mną.
- A jeśli źle się poczujesz, co wtedy?
- Rozmawiałam już z Olą. Pojedzie tam ze mną.
- Nie zgadzam się.- matka nadal nie chciała się zgodzić na
jej pomysł.- To szaleństwo.
- Właśnie dlatego chce tam jechać, żeby choć na chwile zapomnieć o chorobie. Żeby zrobić coś szalonego. Mamo, wiem że się boisz…Ale ja nie zmienię decyzji.
- Właśnie dlatego chce tam jechać, żeby choć na chwile zapomnieć o chorobie. Żeby zrobić coś szalonego. Mamo, wiem że się boisz…Ale ja nie zmienię decyzji.
- Dobrze, jedź.- ze zdziwieniem spojrzała na swojego ojca,
który zgodził się na wyjazd.- Ale gdy tylko wrócisz, zgodzisz się na leczenie.
- Niech tak będzie…
Początki jak zawsze trudne, ale powoli zaczynam się przekonywać co do powrotu ;)
- Niech tak będzie…
Początki jak zawsze trudne, ale powoli zaczynam się przekonywać co do powrotu ;)
Masz rację, początki są trudne. Zwłaszcza jeśli przez jakiś czas się nie pisało, trudno jest wbić się w ten rytm. Jednak skoro publikujesz drugi rozdział, to jak widać już wpadłaś w tę machinę :-)
OdpowiedzUsuńLudzie różnie reagują na wyrok śmierci. Jedni się załamują i tracą siły, umierają słabi i pokonani. Inni dostają jakby jeszcze większego kopa od życia. Zaczynają żyć inaczej, intensywniej ....STOP bo zaraz przepiszę tutaj cały mój rozdział! :D
Ciesze się, że Tosia zalicza się do tej drugiej grupy. Trzymam kciuki za nią, za wyjazd i aby spełniała swoje marzenia. A potem leczenie :-)
Jejku! No podobnie co u mnie! Ahhh. Juz potrafie wyobrazic sobie co ona czuje. Chce zaszalec! Niech spelnia marzenia. Rozumiem ze w zakopanem pozna Jurija? Mojego Boga wszystkiego? Tuz za Wellingerem? ;D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwoscia na nowosc!
Inszaaa(spelnione--marzenie)
Pozdrawiam ;*
Będzie smutno i będzie pięknie coś mi się wydaje.
OdpowiedzUsuńJak na razie bardzo mi się podoba, będę na pewno śledzić losy bohaterki :)
Kocham takie historię :-) biedna Tosia:-( pozdrawiam :-*
OdpowiedzUsuńJak tylko znalazłam chwilę od razu do Ciebie przyleciałam ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś ;) Czekałam na to bardzo, bardzo <3
Już wiem, że smutno będzie. Cholera. Ale często jest takie połączenie, że jest i smutno, i pięknie. I ja myślę, że tak właśnie tu będzie. I do tego polsko - słoweńsko <3
Niesamowita jest ta dziewczyna. Bo przecież ona chce żyć, mimo że wyrok śmierci już zapadł. I chce czuć, że czas, który jej został wykorzysta w jakiś wyjątkowy sposób. A cóż jest piękniejszego od skoków? Na żywo, z tymi wszystkimi ludźmi, którzy czują to samo, pod skocznią i najlepiej zdzierając gardło...
I jeszcze jest jej brat. I to kolejny duży problem. Bo jak powiedzieć dziecku, że jego siostra niedługo umrze? To jest za trudne. Dla każdego.
Jeśli będziesz miała czas i ochotę - http://the-world-you-live-in.blogspot.com/ - takie sobie małe opowiadanko teraz piszę ;)
pozdrawiam Cię i ślę buziaki :***
Jestem pełna podziwu wobec Tośki. Naprawdę. Bo jednak mając świadomość uciekającego życia, musu podjęcia walki z wyniszczającą mutacją i emocjonalnego paraliżu znacznej części najbliższego otoczenia, dziewczyna wciąż jest po prostu.. sobą. Zdecydowaną, niezależną realistką, chcącą za wszelką cenę spełniać własne marzenia, choćby i kosztem nie najlepszego zdrowia... Widać, jak Tosia się miota, ale jest w tym jakimś sens i jakaś metoda. Może właśnie o to chodzi? O bycie sobą bez względu na fakt, jak cholernie ciężkie mogłoby być życie?
OdpowiedzUsuńpozdrowienia! cmok! cmok! ;D
[love--is--the--reason.blogspot.com]
[hiah-hiah.blogspot.com]